niedziela, 21 października 2012

41. Kilka słów o... zdrowotnych głodówkach (#3) cz.1

Z racji, że ochoty na zdjęcia nie mam, postanowiłam napisać o czymś w co "wkręciłam się" już jakieś dwa lata temu. Zaczęło się to wszystko tak naprawdę od jednej książki pt.: "Lecznicza głodówka" G.P. Małachowa.
Będę się często posługiwała cytatami ;)
Zacznę od definicji:
Pod pojęciem "głodówki" należy rozumieć dobrowolną rezygnację człowieka z przyjmowania wszelkiego pożywienia, a w szczególnych przypadkach również wody, na określony czas, w celu oczyszczenia organizmu, uwolnienia się od choroby lub doskonalenia duchowego. Maksymalny czas głodówki nie powinien prowadzić do wyniszczenia organizmu i wystąpienia nieodwracalnych zmian. 
Ojciec medycyny - Hipokrates, pisał: 
„Jeżeli ciało nie jest oczyszczone, to im bardziej będziesz je odżywiać, tym bardziej będziesz mu szkodzić ".

Z powyższym zdaniem muszę się zgodzić. Nawet w czasie gorączki nie zaleca się jedzenia lub po prostu ogranicza się spożywanie pokarmów. Wydaje mi się, że to dlatego, żeby "nie przeszkadzać". Sama wtedy zazwyczaj troszkę tylko piję, nie przyjmuję środków obniżających jej poziom (oczywiście w przypadku kiedy temperatura jest na poziomie maksymalnie 38,5-39 stopni Celsjusza- jest to tylko moja decyzja, później robi się zwyczajnie niebezpieczna dla komórek organizmu, w dodatku można powiedzieć, że taka wyższa nie jest od typowego "sprzątania" w środku). Ludzi działających w ten sposób mam ochotę wyśmiać, bo przecież po to pojawia się wyższa temperatura, żeby naturalnie pozbyć się mikroorganizmów, które zakłócają pracę całości. W ten sposób pokazują również, że nie doceniają swojego ciała. Wg. mnie jest ono stworzone w doskonały sposób, ponieważ samo reguluje swoje działania. Mamy bakterie w tchawicy- pojawia się kaszel. Od środka występują małe zakłócenia-pojawia się gorączka. Takich przykładów jest wiele. O czym chciałam wspomnieć, o czym muszę wspomnieć, to tabletki przeciwbólowe. Nie łykam ich od dobrych kilku lat. Ból głowy to tylko symptom, że w naszym organizmie coś się dzieje. Łykając tabletkę tylko zagłuszamy ostrzegawcze sygnały. Medycyna zachodnia w całej swojej "świetności" leczy tylko symptomy poprzez tabletki i inne środki chemiczne- tak to widzę. Nie, nie neguję tego, że medycyna konwencjonalna jest przydatna. Jestem po prostu zdania, że w gruncie rzeczy lekarze zamiast leczyć (tak jakby z definicji leczyć to leczyć przyczynę, a nie zajmować się skutkami) faszerują ludzi tabletkami, a koncerny farmaceutyczne tylko zacierają swoje tłuste łapska. Proszę niech każda z Was to sobie przemyśli. Dodatkowa kwestia to choroby dzieci. Już małe dzieciaczki są strasznie faszerowane różnymi środkami, bo tak bardzo często chorują. Wyczytałam gdzieś kiedyś, że od urodzenia muszę one zachorować kilkadziesiąt razy zanim wykształci się w pełni sprawny układ odpornościowy. Tak, żeby później pod wpływem różnych czynników od nas niezależnych ciało wiedziało jak się zachować. Jak zwykle się zapalam w tej tematyce, przepraszam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz bardzo mnie cieszy. Staram się odpowiadać na każdy z nich :)