piątek, 31 sierpnia 2012

20. Denko #1 AKTUALIZACJA

Już zaraz koniec wakacji. Dzieciaki idą do szkoły. A studenci mają jeszcze trochę wolnego... Dlatego już teraz (bo wiem, że więcej nie zużyję)- moje pierwsze denko. Trochę się tego nazbierało. Wcześniej porobiłam już zdjęcia i powyrzucałam opakowania, więc nie będzie niestety zbiorowego.

1. Gliss Kur Total Repair, Ekspresowa odżywka regeneracyjna do włosów suchych i zniszczonych
Zgodnie z zapewnieniami producenta ułatwia rozczesywanie, włosy bardziej się błyszczą. Całkiem przyjemnie pachnie. Ale w sumie nic poza tym. Nie zauważyłam żadnego odżywienia- dostałam ją w czasie gdy moje włosy były trochę zniszczone. Pomogła nie ta odżywka, ale wizyta u fryzjera-podcięcie i mydło oliwkowo-laurowe, czyli proste sposoby. Można z nią łatwo przesadzić. Ma w sobie silikony, które trzeba zmywać slsami, a z nimi albo z czymś innym problem mam, ale o tym zaraz. Nie kupię ponownie.

2. Garnier Naturalna Pielęgnacja [Ultra Doux], Szampon do włosów cienkich `Drożdże piwne i owoc granatu`
Szału ni ma. Nie wymagam wiele od szamponu, ale po jego używaniu nie zauważyłam jakiś pozytywnych efektów. Włosy były raczej bardziej przesuszone. Także, jestem na nie.

3. Joanna, Naturia, Szampon z pokrzywą i zieloną herbatą x2
Po pierwszym opakowaniu byłam całkiem zadowolona. Włosy były lekko przesuszone i sianowate, ale nadrabiałam to odżywką gliss kura i jakoś się kręciło. Przy drugim zaczęła mnie swędzieć głowa, winę zwaliłam na odżywianie- czasem tak mam, że po zjedzeniu niektórych składników swędzi mnie i skóra głowy i ciało. Ostatecznie padło na niego i się to wszystko uspokoiło. Do jego zalet należy zaliczyć piękny (*.*) zapach, okropnie mi się podoba, niską cenę i fajne opakowanie. Wadami jest oczywiście działanie na mnie oraz naprawdę mała wydajność. Nie kupię go więcej.
Wszystkie szampony zamieniam na szampon BD. Chcę spróbować odżywki z Isany, wiele dobrych rzeczy się o niej naczytałam plus oczywiście olejowanie.

4. Elizabeth Arden, Green Tea, Tropical
Dostałam od cioci, która "zaraziła" mnie zielonymi herbatami. Zdecydowanie słodsza niż zwykła Green Tea.

5.Elizabeth Arden, Green Tea Scent Spray
Mój ulubieniec-ulubieńców <3 Tutaj wersja 30 ml. Mam jeszcze spory zapas. 100-tki niestety nie są idealnym wyborem do torebki, dlatego kupuję też 30-stki. Kupię ponownie.

6. Garnier, Mineral Deodorant Bio, Migdały
Nie zawiera soli aluminium. Nie chroni przez te 24 h. Naprawdę pięknie pachnie.
Zamieniam na ałun w krysztale i ISANA MED ultra sensitiv w spreju- pachnie jak te wszystkie z Nivea.

7. Ziaja, Kozie mleko, Mleczko do ciała do skóry suchej i normalnej
Pisałam o nim tu. Bardzo go lubię, pięknie pachnie, nawilża, jest niedrogi i bez parabenów. Na pewno kupię go ponownie, jednak wcześniej chciałabym przetestować to osławione masło shea.

8. Lirene Dermoprogram, Cera Tłusta i Mieszana, Tonik odświeżająco - matujący
Rzeczywiście odświeża, pisałam o nim tutaj, podoba mi się zapach, ale raczej nie kupię go:
Przestawiłam się na hydrolaty.

9. Cleanic, chusteczki odświeżające, antybakteryjne
Bardzo wygodne, dobrze nawilżone- do ostatniej chusteczki, idealne do torebki a zastosowań mnóstwo. Kupię po raz enty.

10. Carmex, tubka, truskawkowy
Ten w sztyfcie jest "mocniejszy" w działaniu. Truskawkowy Carmex jest miłym urozmaiceniem. Nadal będę z niego korzystała (w sztyfcie to następca tubki). Truskawkę miałam po raz pierwszy i wszystko jest okej, ale po prostu wolę sztyft. Uwielbiam go <3

11. Isana, Nagellack Entferner 'Mandelduft' (Zmywacz do paznokci o zapachu migdałów)
Bardzo ładnie pachnie, dobrze zmywa, jest wydajny i niedrogi- o to chodzi :)
kupię ponownie.

 12. Dabur, pasta ziołowa z neem bez fluoru
 Pasta bez fluoru, dlatego ją wybrałam. Specyficzny zapach i smak, kolor zielony- taki leśny trochę. Bardzo wydajna. Możliwe, że kupię ją ponownie. Chce najpierw przetestować tę z Ziaji- również bez fluoru.

13.  Delia, henna grafitowa w proszku.
 Niewydajna- nie można skorzystać z niej ponownie, a produktu jest zdecydowanie za dużo. Chętnie zamienię ją na tą w kremie. Nie kupię.

Jak na mnie to dość spore zużycie- szczęśliwa 13. Nie posiadam wielu kosmetyków i nie chcę tylu posiadać. Jeśli się uda to chcę zmniejszyć ich ilość jak tylko się da.
Miłego wieczoru :) 

EDIT: Zapomniałam o czymś! Teraz mam po nim pustą, wymytą szklaną buteleczkę-  Maybelline, Mineralny podkład w płynie w kolorze Ivory. Podkreślał moje suche skórki, ale jeśli dobrze się nawilżyłam sprawował się nieźle. Małe krycie, w niektórych miejscach trzeba było go dołożyć i przypudrować, bo się trochę błyszczałam na nosie. Raczej go już nie kupię.

czwartek, 30 sierpnia 2012

19. Paczka z Mazidel + Yves Rocher

Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo miło. Mamcia zdała egzamin na prawo jazdy. A mi przyszły paczki! *.*

Na pierwszy ogień pójdzie Yves Rocher:
Skorzystałam z promocji dla posiadaczy karty payback- darmowa wysyłka. Wybór sklepów był duży, ale mnie oczywiście zainteresował YR. Za wszystko zapłaciłam tylko 11,90- za masełko do ust z wanilią bio. Można było wybrać sobie gratis. Wybrałam miniaturki. Dodatkowo dostałam próbkę żelu wyszczuplająco-detoksującego.

I druga paczka: Mazidła ! *.*
Za wszystko zapłaciłam 40,02- z przesyłką.
Ekstraktów jeszcze nie otwierałam, tak samo nmfu. Za to hydrolat z róży stulistnej pachnie obłędnie, choć za zapachem róży nie przepadam. Migdałowy i cytrynowy nie pachną jakoś wyczuwalnie. Ekstrakty przydadzą się nie tylko mi, ale też mojej mamie. Takie szybkie maseczki będziemy sobie robić :) Chcę zacząć od hydrolatu migdałowego wieczorem a rano cytrynowego albo odwrotnie :D A tak w ogóle, czy można mieszać je w stosowaniu ? Czy raczej pojedynczo ? Jestem bardzo początkująca i póki co kręcić jakichś kremów nie zamierzam. Wykończę moje inne kosmetyki pielęgnacyjne i zmienię je na te "swoje". Na mojej liście jest również masło shea.
Dlaczego wybrałam mazidła ? Niedrogie hydrolaty w szklanych buteleczkach. A od tego chciałam zacząć. Są również mniejsze pojemności np. 50 ml (u mnie: hydrolat z róży) co pozwala na spokojne przetestowanie. Lepiej jest mieć mniej i zdenkować niż mieć więcej i nie wiedzieć co zrobić kiedy podrażni skórę (odpukać!), tak uważam.
Nic tylko testować.

A już niedługo pierwsze denko :)
Miłego dnia!

środa, 29 sierpnia 2012

18. Scandaleyes + dzisiejsze paznokcie.

Cześć ! Pomimo, że słońce świeci jak szalone mam dobry nastrój- preferuję deszczową pogodę. Dzisiaj o jednym z dwóch tuszy jakie posiadam: Scandaleyes z Rimmela.

Zdjęć nie retuszuję. To mój naturalny kolor włosów. Soczewek kolorowych również nie noszę- tak w świetle wyglądają moje oczy *.*
Pomarańczowe opakowanie, typowe 12 ml pojemności i 12 miesięcy ważny.
Naprawdę duża szczoteczka nie sprawia mi kłopotów w użytkowaniu.
I mój "trik", niezbyt ładnie wyglądający, ale działający- to najważniejsze. Zanim zabiorę się za tuszowanie rzęs z każdej strony zbieram nadmiar tuszu. Dzięki temu, żaden tusz nigdy nie skleja mi rzęs z powodu właśnie nadmiaru tuszu.
I teraz działanie. Tutaj bez tuszu. Moje rzęsy są całkiem długie, ale mają rozjaśnione końcówki.
Tutaj z jedną warstwą. Bardzo rzadko nakładam dwie. Nie przepadam za rzęsami z wielką ilością tuszu na rzęsach. Tak wyglądam bardziej naturalnie.
"Codzienne" oczy

I jeszcze szybciutko o jednym z moich lakierowych ulubieńców. W roli głównej lakier z Avonu w kolorze gunmetal, pojemność 12 ml, ważny przez 24 miesiące. Jest bardzo treściwy- nie gęsty, ale zawiera w sobie mnóstwo malutkich drobinek. Szeroki pędzelek ułatwia aplikację. Na pewno kupiłam go na jakiejś promocji. Jest ze mną od ponad roku i jestem mniej więcej w połowie. Jedna gęstsza warstwa wystarcza, ale ja zwykle daję cienką i później troszkę gęstszą. Jest również trwały. Nie stosuję utwardzaczy.

Miłego dnia ! :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

17. Balsam z Cowshed + prezent

Dzisiaj również szybko o moim balsamie do ust. Stosuję go zamiennie z carmexem. Kupiłam go na allegro, 3 sztuki. Każda po 5ml. Jeden dałam siostrze, z jednego korzystam teraz i gdzieś jest ten trzeci- nie wiadomo gdzie.

Opakowanie jest standardową tubką. Balsam do ust jest po prostu olejkiem o konsystencji olejku. Pięknie pachnie i pięknie nawilża. Jest bardzo wydajny. Wystarczy jego naprawdę odrobinka, żeby pokryć całe usta. W smaku jest jednak trochę mydlany.

Skład dla zainteresowanych, który jest inny niż ten podany na stronie (dziwne...):
caprylic/capric triglyceride, hydroxystearic acid/linolenic/oleic polyglycerides, ***olea europaea (extra virgin olive) oil, oleic/linoleic/linolenic/oleic poliglycerides, simmondsia chinensis (jojoba) seed oil, helianthus annuus (sunflower) seed wax, aloe barbadensis (aloe vera) leaf extract, glycine soja (soya bean) oil, cocus nucifera (light coconut) oil, *cananga odorata (ylang ylang), *pelargunium graveolens (***rose geranium), *tilia vulgaris (linden blossom), **citronellol, **geraniol, **linalool, **citral.

*natural pure essential oils
**potential alergens
***certified organic ingredientes

Kurier przywiózł mi dzisiaj tajemniczą paczkę:
Dobrze zapakowana, razem z zestawem chłodzącym.
W środku pięknie wyglądające pudełeczko.
A w pudełeczku... czekoladki.
Był też liścik, którego treści z oczywistych względów nie pokażę *.* Przesyłka była od mojego kochanego chłopaka, z którym zobaczę się dopiero pod koniec września. Czekoladki były pyszne <3 Niespodzianka, o której wiedziałam, bardzo miła. A chłopak szalony ^^

PS. Gdyby ktoś chciał sobie zamówić jakieś, podaję stronę. Ech.. pyszne!

niedziela, 26 sierpnia 2012

16. Mleczko z Ziaji

Słowem wstępu:
Mój ulubiony krem do rąk jest z Ziaji- kozie mleko. Niestety posiada w sobie iks parabenów, co nie przeszkadza mu wspaniale pachnąć i nawilżać. Stosuję go nawet na twarz- ładnie matuje i nawilża. Zamierzam zaprzestać tego procederu i uruchomić nowy, ale o tym dopiero gdy koło środy przyjdzie do mnie pewna paczka :) Wracając do tego kremu, poza działaniem uwielbiam jego zapach. Dlatego zakupiłam do dla niego większego brata- mleczko do ciała, które teraz dobija do dna.

Opakowanie:
Duża, biała butelka o pojemności 400 ml z higieniczną pompką. Nie jest przezroczysta, ale patrząc pod światło widać ile produktu nam zostało. Mój egzemplarz jest już nieco sfatygowany, co widać na zdjęciu poniżej.


Właściwości:
Białego koloru mleczko, które pod wpływem ciepła robi się bardziej wodniste, co znacznie ułatwia aplikację. Zapach kremu do rąk z tej serii bardzo mi się podoba. Zapach balsamu niestety się różni. Jednak nie jest jego wadą, bo nadal jest bardzo przyjemny.
Moja opinia:
Przez swoją konsystencję jest bardzo wydajny. Balsam bardzo ładnie nawilża. Jednak pozostawia lekko tłustawy wyczuwalny film na skórze, trzeba trochę poczekać aż ten całkowicie się wchłonie. Skóra jest mięciutka i gładka, w świetle się błyszczy. Wyraźnie się ożywia :) Dodatkowym atutem jest brak parabenów.
Dostępność:
Rossmann i inne drogerie

Cena:
kupiłam go za około 8-9 zł, nie wiem ile kosztuje teraz

Męczę go od kilku miesięcy. Choć całkiem przyjemne te "tortury". Czy tylko ja mam takie problemy z zużywaniem do końca balsamów do ciała ? :D

15. Czym zmywam tusz...

Dzisiaj, bądź już jutro szybciutko o moim ulubionym płynie do demakijażu oczu.

Dostałam go razem z tuszem Scandaleyes (ten pomarańczowy z wielką szczoteczką) a mowa o: Gentle Eye Make Up Remover z Rimmela.
Zwykła przezroczysta buteleczka, miłych rozmiarów zawiera 125 ml płynu. Jego zapach jest raczej dziwny. Wcześniej nie przepadałam za malowaniem rzęs, bo miałam problemy ze zmywaniem tuszu. Nie było to miłe. Po wypróbowaniu przepadłam. Tusz już nie jest mi straszny :) Trochę na płatek kosmetyczny, nie trzeba w ogóle pocierać skóry- bardzo tego nie lubię. W tym momencie zostało mi około połowy opakowania.
Jednak dopiero kiedy chciałam go zrecenzować zobaczyłam skład:

zawiera i SLS i SLES

Naprawdę świetnie radzi sobie z makijażem oczu, ale chyba następnym razem wybiorę coś, co nie ma w sobie tych składników.

Czy polecacie coś świetnie zmywającego makijaż oczu bez mocnego pocierania i jednocześnie niedrogiego? Czy to tylko moje marzenie ? :D


Dobranoc !

czwartek, 23 sierpnia 2012

14. Moje gotowanie #1: Brownies

Trochę historii: w iks filmach widziałam jak ludzie się zajadają, mówią o nich... brownies. Tajemnicze ciasto. Humor ostatnich dni ostatecznie mnie zmusił do podjęcia tego debiutu. Przeszperałam internet i... zdecydowałam się na pierwszy tak osobisty kontakt z piekarnikiem. Ostatecznie wzorowałam się na TYM przepisie. Trochę go oczywiście zmodyfikowałam.

Składniki:
200 g gorzkiej czekolady
100 g mlecznej czekolady
1 kostka masła
1,5 szklanki cukru
0,5 szklanki mąki
6 jajek
kilkanaście łuskanych orzechów włoskich
3 płaskie łyżki ciemnego kakao

Przygotowanie:
Zaczęłam od czekolady i masła. Włożyłam podzieloną na kawałki czekoladę (od razu miałam 200-gramową) i masło do naczynia, a to wszystko do jeszcze jednej większego naczynia- wszystko szklane, obawiałam się trochę plastiku. Takie miski, powiedziałabym- nie znam się :) W przerwę między nimi wlałam gorącej wody. Robimy im kąpiel wodną.  Mieszałam zawartość, żeby składniki ładnie się połączyły (robiłam to też później, między innymi czynnościami). Następnie zajęłam się orzechami. Razem z siostrą zatłukłyśmy je młotkami ;) Pewnie można je kupić, ale po co skoro mamy takie "całe". Siostra również pomogła mi w starciu mlecznej czekolady- na "posypkę". Jakoś nie mogłam tego zrobić, dziwnie czekolada mi się grzała. Oddałam jej pałeczkę, bo ma w tym doświadczenie- uwielbia czekoladę i robi z nią różne rzeczy. Przy okazji trochę podjadła ^^. Do plastikowej wysokiej miski wsypałam cukier, mąkę i dodałam wcześniej rozbite jajka (dałam je w inne naczynie). Mikserem wszystko ładnie wymieszałam. Mama nasmarowała blachę margaryną i obsypała ją bułką tartą. Włączyła piekarnik (200 st. C) Przyznaję, nie umiem. Trochę się boję tego... Odstawiłam naczynie z rozpuszczoną czekoladą, żeby trochę przestygła. I taką wystudzoną dodałam do zmiksowanej mieszanki. Dodałam 3 płaskie łyżki kakao oraz orzechy. Połączyłam to wszystko mikserem. Wylałam na blachę, posypałam startą czekoladą. Włożyłam do piekarnika. I tak trzymałam to wszystko jakieś 25 minut.

Wnioski "po":

Za dużo cukru !!! Następnym razem zmniejszę jego ilość do 1 szklanki. Ciasto w smaku jest cudownie kakaowe. Smakuje obłędnie *.* Same opary z czekolady, które unosiły się po domu poprawiły mi humor! Jednak trochę za krótko trzymałam w piekarniku, bo ta "posypka" z czekolady nie zrobiła się całkowicie taka jaka powinna, czyli forma czekolady bąbelkowej. Mówię poważnie. Tak dokładnie wygląda! :) Wnętrze jest "mokre", ciemnoczekoladowe. Ze względu na dużą ilość cukru i czekolady, zdołałam zjeść tylko 3 malutkie kawałeczki, od razu popiłam to wszystko dużą ilością wody. Jeśli ma się trochę czasu, uważam, że jest to znacznie lepsza alternatywa dla zwykłej czekolady. A i dzieciaki szybko się "przesłodzą" i nie będą miały przez dłuższy czas ochoty na cokolwiek słodkiego :) Wszystko bardzo łatwe po wykonania, nawet ja sobie poradziłam, z techniczną pomocą oczywiście. Ciasto się udało, wygląda pięknie, smakuje jeszcze lepiej. Jestem z siebie bardzo dumna!

Miłego wieczoru! :)

środa, 22 sierpnia 2012

13. Plasterki Nesura.

Cześć ! Kiedy nastrój nie dopisuje to i pisać się nie chce...

Dzisiaj o jednym z azjatyckich produktów.

Z racji, że jak spora ilość osób walczę z zaskórnikami, chwytam się różnych metod. Póki co, nieskutecznie.
Plasterki węglowe pakowane są pojedynczo. Użytkowanie banalnie proste. Zwilżyć nos wodą, przykleić i po 10-15 min odkleić. Osobiście używam do tego mocno ciepłej wody i delikatnie masuję nos, żeby go rozgrzać. Każdy ma swoje metody ;)
Nie trzeba pilnować tego czasu, bo bardzo łatwo poznać kiedy trzeba zerwać plasterek. Robi się z niego "skorupka". Zrywam powoli.
Dlatego, że znajduje się na nosie, czuć jego zapach- oczywiste. Jednak nie uważam tego zapachu za przyjemny. Jakbym miała pełną popielniczkę tuż pod nosem- dosłownie ! Zewnętrzna strona posiada dziurki- nie jest to wada zdjęcia :) Bardzo dobrze się trzyma, bo klej jest naprawdę mocny. "Zrywanie" nie boli. Co najciekawsze, działają! Skóra jest gładka. Jednak nie oczyszczają na tyle, żebym była w stu procentach zadowolona. Będę je traktowała jako uzupełnienie "kuracji", ale o niej za chwilkę.

"wnętrze"
zewnętrzna część
Po użyciu kilku z nich zaobserwowałam, że po zdjęciu zostają na skórze ciemne smugi, kleju najprawdopodobniej. Nie wiem czym to jest spowodowane. Może niedostateczną ilością użytej wody? Jednak absolutnie nie przeszkadza to w użytkowaniu, nie jest jakimkolwiek dyskomfortem. Czy polecam ? Dla osób, które borykają się z mniej nasiloną kolonią zaskórników otwartych, owszem. Ale czy reszta będzie zadowolona- trochę wątpię.

Zakupiłam ich 10, a zapłaciłam ~14 zł. Na Ebayu oczywiście.

Co do wcześniej wspomnianej kuracji. Chcę się porządnie zająć moimi "nieprzyjaciółmi". Jutro robię sławną już mieszankę z olejku pichtowego i petroleum oraz zamierzam co jakiś czas robić maseczkę z sody oczyszczonej, która również podobno jest bardzo dobra. Skoro zajęłam się ćwiczeniami i lepszym odżywianiem, warto zadbać o każdy inny szczegół. Nie chce działać pobieżnie.

Dobrej nocy!


PS. Jutro zamierzam udokumentować pewnego rodzaju debiut z mojej strony. Oby się udało!

niedziela, 19 sierpnia 2012

12. Szybkie DIY: pudelko na drobiazgi.

Wczoraj w nocy mi się nudziło, a z racji, że ostatnio poszukiwałam pudełek do przechowywania wpadłam na pewien pomysł. Wcale nie nowy, bo wiele na ten temat postów już powstało. W sierpniu mam dość ograniczone fundusze, więc najlepszym rozwiązaniem jest po prostu skorzystanie z rzeczy, które się już posiada. Obkleiłam dość wysokie pudełko, zrobiłam również przegródkę. Trzymam tam kosmetyki do makijażu i maści.

(wszystkie zdjęcia się powiększają po kliknięciu) Przejdźmy do dzisiejszego projektu:


Będziemy potrzebowali jedynie kilku rzeczy: papieru do pakowania prezentów, pudełka, kleju i nożyczek.




Kładziemy pudełko na papierze, odmierzamy ile z każdej strony będzie nam go potrzeba, wycinamy.


Kleimy górę. Najlepiej robić to na odwrót. Tzn. podważając sobie papier, odrobina kleju, dociskamy, wygładzamy i kolejny fragment. 
 



Przecinamy każdy róg na pół.



Dokładnie obklejamy bok, tak samo jeden róg.


Gdy skończymy powinniśmy dostać cztery odstające rogi. W razie potrzeby przycinamy nadmiar papieru, który widać na zdjęciu obok.


Pozostałe rogi również przyklejamy. Mój papier ma tę zaletę, że nie widać jakiejś wielkiej różnicy ze względu na wzór oraz kolory, które się przenikają.
I tak jak zapowiadałam: krótko i prosto. Mamy bardzo ładne pudełko do przechowywania drobiazgów. Tutaj nie bardzo widać, ale papier wystaje odrobinę ponad wysokość pudełka- dzięki temu lepiej wygląda. Nie jest to mistrzowskie wykonanie jednak jestem bardzo zadowolona z efektu. Wszystko zajęło mi około 10-15 min. Gdzie najdłużej zeszło mi na dokładniejszym "przymierzeniu" papieru.

piątek, 17 sierpnia 2012

11. Roz z Essence + szminki z Golden Rose

Cześć :)

dzisiaj w nocy wróciłam z wyprawy do TŻta. Mieszkamy od siebie prawie 300 km, choć studiujemy w jednym mieście. Dlatego też dopiero teraz zajmuję się blogiem.

I mnie dopadł szał na ten róż z Essence (Miami Roller Girl).
W moim Rossmannie malutka stacyjka limitki była prawie nieprzebrana. Brakowało tylko kilku błyszczyków. Na którymś z blogów (nie pamiętam którym) była poruszona kwestia "macania" kosmetyków. I kurczę ! Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale i u w rodzinnym mieście to występuje.. Co najgorsze moja młodsza siostra się do tego również przyczyniła. Ruszyłam tester tego błyszczyka zmieniającego kolor, pomazałam po dłoni, moja siostra wzięła kolejny i tak samo jak ja. A ja do niej: przecież to nie tester. A ona, że myślała, że to co ja trzymam to również testerem nie jest... Ale uświadomiłam ją, tak samo najmłodszą. Mają używać testerów i koniec. Teraz już będą wiedziały. Przyznaję, że jeśli chcę kupić tusz i jestem zdecydowana to go otwieram, żeby zobaczyć czy ktoś przypadkiem sobie go nie otworzył wcześniej. Nasłuchałam się historii o powysychanych tuszach. Ale tylko wtedy. Na szczęście nigdy w mojej karierze nie spotkałam się z tym, że chcę zakupić kosmetyk, a on już wcześniej otwierany był. I oczywiście do koszyka wrzucam :)
Siostry zawiniły (młodsza nie wiedziała, że w ogóle testery istnieją, choć nie testowała niczego- baaardzo rzadko do drogerii chodzi), ale już teraz wiedzą- nie będą dalej grzeszyć. Ale jak widzę za przeproszeniem "baby" po 30/40 otwierające tusze czy lakiery to mnie coś trafia. Jakiś czas temu niemiło spojrzałam na jedną taką (winna!). No ale błagam, otworzyła, popatrzyła i odłożyła...

Przejdźmy do szminek. Kupiłam je w lipcu- byłam na weselu, kolor by się jakiś przydał, bo na co dzień tylko Carmex :) Na wielu blogach dziewczyny wspominają o szminkach z Golden Rose. No więc podążyłam tym tropem. Kupiłam je po 8,90 za sztukę. Bardzo miła pani (kompetentna!) nie przewracała oczami ani nie robiła niczego co by pokazywało, że ją nudzę kiedy stałam tam chyba z 15 minut zastanawiając się nad wyborem koloru.
od lewej: 128, 125

Nie wiem dlaczego, ale przegapiłam (mimo, że testowałam) nawilżające szminki. Był jeden ładny nudziak, ale w szale zakupów jakoś o nim zapomniałam. Szminki pachną trochę "szminkowo", ale jeśli nałożę odrobinę Carmexu "pod", czuję się w nich o wiele lepiej. Niestety z tym po prawej nie trafiłam... Na dłoni wyglądał ładnie, ale na ustach- już w domu- mała tragedia. Za jasny niestety. Ta koralowa natomiast, świetna. Piękny kolor, ładnie na mnie wygląda ^^ Kolorem przypomina trochę tak bardziej z prawej strony dzisiejszy róż. Co do trwałości, nie wypowiadam się. Jestem typowym zjadaczem szminek. Tak w ogóle, podziwiam wszystkie kobiety, które mają na ustach przez kilka godzin widoczną szminkę :) Ten jasny to nie był udany zakup, ale 128-mka wynagradza mi to.

Miłego wieczoru !