wtorek, 23 października 2012

43. Kilka słów o... zdrowotnych głodówkach (#3) cz. 3

Część 1
Część 2 


Rodzaje głodówki ze względu na spożywane płyny:
  • klasyczna- pijemy wodę
  • urynowa- pijemy wodę i urynę bądź samą urynę (przyspiesza zjawisko kwasicy)
  • sucha- nie pijemy niczego- unikamy również jakiegokolwiek kontaktu z wodą, w stylu mycie rąk
Głodówki „krótkie” (do przeprowadzenia najlepiej w weekend kiedy będziemy mieć dużo czasu dla siebie, również na przemyślenia, analizę zachodzących zmian nastroju, a także przychodzących wspomnień- głodówka leczy też od strony polowej człowieka):
  • Głodówka 24-godzinna powinna rozpocząć się po śniadaniu i trwać aż do śniadania.
  • Głodówka 36-godzinna powinna się rozpocząć po kolacji i trwać przez noc, dzień, następną noc i kończyć się śniadaniem. 
  • Głodówka 42-godzinna powinna się rozpocząć po kolacji, trwać przez noc, dzień, następną noc i kończyć posiłkiem o godzinie 12 w południe.
 
Nie chcę pisać o dłuższych głodówkach, ponieważ mogę udzielić błędnych informacji, czego naprawdę chciałabym uniknąć. Nie chcę nikomu zaszkodzić.
Wychodzenie z „krótkiej” głodówki:
W celu usunięcia toksyn i złogów z jamy ustnej wykonajcie następującą czynność: skórkę od chleba natrzyjcie czosnkiem, starannie przeżujcie i wypluńcie. Język oczyści się i będzie różowy. Ponadto, piekący smak stymulować będzie funkcje trawienne organizmu. Teraz jesteście gotowi do przyjęcia pożywienia.
Pierwszym posiłkiem powinna być sałatka z surowych warzyw na bazie tartej marchewki i poszatkowanej kapusty (jako przyprawę możecie zastosować sok z cytryny). Sałatka ta będzie działać w przewodzie żołądkowo-jelitowym jak miotełka. Dostarczy pracy mięśniom przewodu żołądkowo-jelitowego. Po sałatce powinno być danie z gotowanych jarzyn. Mogą to być buraki, podduszona kapusta, podduszone świeże pomidory, bez chleba.
Nie należy wychodzić z głodówki, zaczynając od takich produktów jak mięso, mleko, ser żółty, masło, ryby, a także orzechy czy pestki. Powtarzam: pierwszy posiłek powinien się składać z sałatki i gotowanych jarzyn.

Sama stosowałam głodówki 24- i 36-godzinne. Zarówno suche jak i klasyczne. Nie przekonałam się do picia własnej uryny. Choć nie wykluczam, że kiedyś spróbuję.
Co zauważyłam „po”:
Poprawę samopoczucia na co dzień, brak depresji, większe zadowolenie nawet z małych rzeczy, zdecydowanie większy spokój ducha, przekonanie, że wszystko będzie dobrze- to ze strony psychicznej.
Poprawa trawienia, brak większych chorób, cera wyglądająca promienniej, poprawa wzroku (swojego czasu miałam wadę w granicach -3, teraz mam -1,25 i -1 i tyle samo astygmatyzmu- ale UWAGA: nie mogę zapewnić, że to od samych głodówek, których i tak nie stosowałam bardzo regularnie, cały czas stosuję Reiki, inaczej patrzę na świat- niby banalne, ale właśnie tata podpowiedział mi jedną z przyczyn tej zmiany), zmniejszenie różnych drobnych dolegliwości, sporadyczny ból głowy, szybki wzrost włosów- trochę je teraz hoduję :), mniejsze bóle menstruacyjne.
Co sprawiło problem:
Uczucie głodu, natrętne myśli i wspomnienia, spadek nastroju.

Jeśli planuję nie jeść czy to przez 24, czy 36 godzin „organizuję” sobie stanowisko. Przy rozmyślaniu i zabiegach Reiki bardzo lubię leżeć, przykrywam się kołdrą- można odczuć spadek temperatury, opuszczam rolety. Nie mam wtedy ochoty niczego czytać czy siedzieć przy komputerze. Kontrolowanie przepływu myśli, jak jedna zmienia się w drugą jest na tyle fascynujące, że samo to wystarczy.

Podsumowanie:
Ze swojej strony z racji, że przetestowałam, polecam „krótkie” głodówki. Nie jestem chora na jakiekolwiek choroby przewlekłe (z tego co mi wiadomo), a na drobne dolegliwości taka metoda działa bardzo dobrze. Doskonale "odświeża" i przede wszystkim odmładza organizm, który stale zatruwamy np. spożywając żywność wysoko przetworzoną- najprostszy przykład. W książce natomiast, opisane są osobiste doświadczenia autora z różnych głodówek i krótkich i długich- warto przeczytać chociaż dla informacji jak u niego to przebiegało. Opisane jest również leczenie konkretnych chorób. Samą książkę po raz pierwszy "połknęłam", czytałam wielokrotnie, zafascynowała mnie bardzo. Szczerze polecam i głodówki i właśnie tę książkę :)


RainyOne.

PS. Dajcie proszę znać o jakichkolwiek błędach, nie tylko stylistycznych/gramatycznych/innych, ale przede wszystkim merytorycznych. I w ogóle, czy dotarłyście do końca ? ;) Wiem, wiem, strasznie długie to wszystko wyszło. Ostatecznie sobie poradziłam. Jak kogoś zaciekawiła pierwsza część, przejdzie do kolejnej :)

niedziela, 21 października 2012

42. Kilka słów o... zdrowotnych głodówkach (#3) cz. 2

Część 1

Wracamy do głodówek.
Na pewno przez Waszą głowę przechodzi myśl, że przecież to niebezpieczne, bo słyszy się o odchudzeniu mięśnia sercowego, a także o uszkodzeniu narządów wewnętrznych.
Tłuszcz
97
Śledziona
63
Wątroba
56
Mięśnie
30
Krew
17
Ośrodki nerwowe
0
Tabelka ta przedstawia ubytki w poszczególnych tkankach ciała w przypadku śmierci głodowej (w %). Widać wyraźnie, co było również do przewidzenia, że największy spadek dotyczy tłuszczu. W mózgu natomiast nic się nie zmieniło ! To jest oczywiście drastyczna sytuacja, ale dzięki temu możemy zrozumieć, że nic z naszą głową się nie stanie.

Istotną kwestią jest długość przeprowadzenia głodówki. W książce wymienia się: „bezpieczne warunki; informacja o tym, jak prawidłowo przeprowadzać głodówkę, indywidualna konstytucja oraz wiek”. Omówię je pokrótce.

Bezpieczne warunki:
Kiedy podejmujemy się całkowitej bądź częściowej rezygnacji z pożywienia robimy to, bo posiadamy jakiś cel. Osoby zmuszone są zazwyczaj pod wpływem paniki i innych negatywnych emocji. Ich kondycja psychiczna jest różna od tych ludzi, którzy sami się na głodówkę zdecydowali.

Prawidłowa głodówka:
Jeśli wiemy co nas czeka i jak powinniśmy działać w trakcie, możemy w tym stanie pozostać przez dłuższy czas.

Indywidualna konstytucja oraz wiek:
Osoby o większej wadze mogą dłużej pościć (posiadają więcej tkanki tłuszczowej). Najłatwiej będzie osobom starszym, najciężej dzieciom.

Stadia głodówki:
  1. „Pobudzenie pokarmowe”- 2-3 dni- drażni nas nawet myśl o jedzeniu, nie wspominając o zapachu, czujemy ssanie, burczy nam w brzuchu. Obniża nam się poziom samopoczucia, jesteśmy poddenerwowani, objawy chorób, które wcześniej nam dolegały mogą ulec wzmocnieniu. Szybko tracimy na wadze
  2. „Narastająca kwasica”- od 2-3 dnia do pierwszego przełomu 6-10 dnia- uczucie głodu maleje, pragnienie wzrasta, spadek masy ciała jest mniejszy. Zwiększa się wydzielanie szkodliwych substancji przez skórę, oddech może mieć nieprzyjemny zapach, suchość ust, nalot na zębach i języku (tutaj od razu kojarzy mi się idea ssania oleju, gdzie właśnie przez kanały będące w naszej jamie ustnej wydzielają się toksyny i zatrzymują w oleju, który później wypluwamy)
  3. „Wyrównanie”- po przełomie kwasiczym kończy się oczyszczeniem języka i uczuciem silnego głodu- dzieli się na dwie części podzielone przez drugi przełom kwasiczy. Poprawia się samopoczucie, nalot na języku zmniejsza, oczy nabierają blasku, a cera poprawia. Później następuje pogorszenie- przełom, po którym następuje znowu poprawa, a w trakcie zaostrzenie objawów chorobowych. Tak jak napisałam wcześniej, kończy się oczyszczeniem z nalotu (głodówki trzeba systematycznie powtarzać, żeby osiągnąć pełne oczyszczenie organizmu) i poczuciem głodu.

Zajmę się kwestiami fizycznymi (może jedynie wspomnę o innych). Dokładniej można poczytać o tym w książce- dla zainteresowanych. Wiem, że dla niektórych kwestie tam zawarte mogą być mocno kontrowersyjne, dlatego je tutaj pominę :)

Podczas głodówki jednym z ważniejszych zjawisk w nas zachodzących jest kwasica. Nie będę operowała terminami typowo biologicznymi, których nie do końca rozumiem, bo to zwyczajnie bez sensu :) Po "ludzku": w kwasicy chodzi o to, że pH organizmu zmienia się na kwaśne (nie przekracza jednak norm fizjologicznych). Przez niższe pH uruchamia się szereg mechanizmów, które zgodnie z „zasadą priorytetu” rozpuszczają tkanki nam zbędne, dopiero później tkanki przydatne, ale w kolejności od jak najmniej ważnych. Głównym celem jest właśnie pozbycie się osłabionej, patologicznej tkanki, która zabiera energię potrzebną innym komórkom, a która niczego od siebie nie daje i tylko szkodzi. Dzięki pozbyciu się ich, narządy mogą te „utracone” części zregenerować- będą na pewno pracowały sprawniej. Z racji, że pozbywamy się wielu bardzo szkodliwych substancji może się to odbić na naszym samopoczuciu. Organizm chce się tych toksyn pozbyć wszelkimi możliwymi sposobami, które objawiać się mogą różnymi, często nieprzyjemnymi dolegliwościami, np.:
  1. „Podczas głodówki, mniej więcej w 7-10 dniu, może się u was dokonać oczy­szczanie wątroby w postaci przeczyszczenia. Będzie z was wychodziła czarna, cuchnąca maź podobna do mazutu. To właśnie stara żółć i rozpuszczone woskowate kamyczki.”- dość drastycznie opisane, ale pokazujące rzeczywistość "zawartości", która w nas siedzi.
  1. Pozbywamy się od wewnątrz na zewnątrz, więc wszelkie wypryski, zmiany skórne będą oznaczały, że się oczyszczamy.
  2. Często przyczyną wielu chorób jest samozatrucie organizmu poprzez „zawartość” jelita grubego, więc różne sytuacje są możliwe ;)
  3. Nieświeży oddech.
  4. Nieprzyjemnie pachnący mocz.
  5. Zwiększona ilość wydzielanej ropy i śluzu z oczu.
  6. Nieprzyjemny zapach ciała.
Oznaki odtruwania są różne, jednak jeśli nie stosowaliśmy wcześniej głodówki a zauważymy objawy podane wyżej, a nawet więcej, możemy być pewni, że nasz organizm jest wypełniony różnymi świństwami. Sama po sobie wiem, że żadne leki, kropelki nie pomogły mi na zwiększoną ilość ropy w kącikach oczu po obudzeniu- wystarczyła głodówka.
Stopniowe za­kwaszanie środowiska wewnętrznego organizmu w trakcie głodówki prowadzi do wyparcia większości chorób przewlekłych, które rozwijają się i postępują w gniją­cym organizmie. W zależności od stopnia gnicia (gnicie jest procesem zasadowym) /w organizmie powstają lżejsze bądź cięższe choroby. Tak na przykład, choroby z zaziębienia świadczą o niewielkim stopniu gnicia, gruźlica i martwica - o dużym.

41. Kilka słów o... zdrowotnych głodówkach (#3) cz.1

Z racji, że ochoty na zdjęcia nie mam, postanowiłam napisać o czymś w co "wkręciłam się" już jakieś dwa lata temu. Zaczęło się to wszystko tak naprawdę od jednej książki pt.: "Lecznicza głodówka" G.P. Małachowa.
Będę się często posługiwała cytatami ;)
Zacznę od definicji:
Pod pojęciem "głodówki" należy rozumieć dobrowolną rezygnację człowieka z przyjmowania wszelkiego pożywienia, a w szczególnych przypadkach również wody, na określony czas, w celu oczyszczenia organizmu, uwolnienia się od choroby lub doskonalenia duchowego. Maksymalny czas głodówki nie powinien prowadzić do wyniszczenia organizmu i wystąpienia nieodwracalnych zmian. 
Ojciec medycyny - Hipokrates, pisał: 
„Jeżeli ciało nie jest oczyszczone, to im bardziej będziesz je odżywiać, tym bardziej będziesz mu szkodzić ".

Z powyższym zdaniem muszę się zgodzić. Nawet w czasie gorączki nie zaleca się jedzenia lub po prostu ogranicza się spożywanie pokarmów. Wydaje mi się, że to dlatego, żeby "nie przeszkadzać". Sama wtedy zazwyczaj troszkę tylko piję, nie przyjmuję środków obniżających jej poziom (oczywiście w przypadku kiedy temperatura jest na poziomie maksymalnie 38,5-39 stopni Celsjusza- jest to tylko moja decyzja, później robi się zwyczajnie niebezpieczna dla komórek organizmu, w dodatku można powiedzieć, że taka wyższa nie jest od typowego "sprzątania" w środku). Ludzi działających w ten sposób mam ochotę wyśmiać, bo przecież po to pojawia się wyższa temperatura, żeby naturalnie pozbyć się mikroorganizmów, które zakłócają pracę całości. W ten sposób pokazują również, że nie doceniają swojego ciała. Wg. mnie jest ono stworzone w doskonały sposób, ponieważ samo reguluje swoje działania. Mamy bakterie w tchawicy- pojawia się kaszel. Od środka występują małe zakłócenia-pojawia się gorączka. Takich przykładów jest wiele. O czym chciałam wspomnieć, o czym muszę wspomnieć, to tabletki przeciwbólowe. Nie łykam ich od dobrych kilku lat. Ból głowy to tylko symptom, że w naszym organizmie coś się dzieje. Łykając tabletkę tylko zagłuszamy ostrzegawcze sygnały. Medycyna zachodnia w całej swojej "świetności" leczy tylko symptomy poprzez tabletki i inne środki chemiczne- tak to widzę. Nie, nie neguję tego, że medycyna konwencjonalna jest przydatna. Jestem po prostu zdania, że w gruncie rzeczy lekarze zamiast leczyć (tak jakby z definicji leczyć to leczyć przyczynę, a nie zajmować się skutkami) faszerują ludzi tabletkami, a koncerny farmaceutyczne tylko zacierają swoje tłuste łapska. Proszę niech każda z Was to sobie przemyśli. Dodatkowa kwestia to choroby dzieci. Już małe dzieciaczki są strasznie faszerowane różnymi środkami, bo tak bardzo często chorują. Wyczytałam gdzieś kiedyś, że od urodzenia muszę one zachorować kilkadziesiąt razy zanim wykształci się w pełni sprawny układ odpornościowy. Tak, żeby później pod wpływem różnych czynników od nas niezależnych ciało wiedziało jak się zachować. Jak zwykle się zapalam w tej tematyce, przepraszam ;)

sobota, 13 października 2012

40. Powrót.

I w końcu... jestem.
Przeprowadzka, studia, pewne perturbacje osobiste. Właśnie dlatego mnie nie było.
A wracam pełna energii. Studia, po zmianie, bardzo mi się podobają, choć oczywiście zastrzeżenia co do planu mam :] Gdyby się streścić, to w 2-3 dni dałoby się to wszystko ogarnąć. Jestem naprawdę zadowolona (odpukać), bo w końcu robię i uczę się czegoś, co mnie interesuje. Nadal chcę inżynierem zostać *.* Uczę się również dwóch języków. Oprócz standardowego angielskiego, zaczęłam włoski ! Było to moim marzeniem już od jakiegoś czasu <3

No... dość prywaty :)

Ze strony kosmetycznej:
1. Kupiłam trochę fantów. O tym zapewne za jakiś czas.
2. W planach mam recenzję o HM 51, a także o minerałach. Bo w końcu ich spróbowałam !
3. Kilka rzeczy się denkuje.
4. Zorientowałam się, że tak naprawdę nie mam wielu kosmetyków, a przynajmniej kilku różnych wariantów tego samego typu. I póki co, ten stan mi odpowiada, mimo że ego co jakiś czas "podpowiada", że potrzebuję tego czy owego, a tak naprawdę nie potrzebuję.
5. Nie stosuję już toniku z petroleum i olejku pichtowego. Bardzo mnie przesusza. Jeśli metoda, którą teraz stosuję jednak nie wypali (a jest naprawdę zachęcająco!), wtedy zrobię mieszankę z naftą, bo najwidoczniej mimo cery mieszanej-przesuszonej, petroleum nie jest dla mnie korzystne.
6. W końcu o hydrolacie cytrynowym.
7. A z czasem o zakupionych ekstraktach i hydrolacie migdałowym.

Ze strony żywieniowej i zdrowotnej:
1. Zamierzam upiec własną pizzę (jak tylko z domu przywiozę odpowiednią blachę) <jupi>
2. Podzielę się z Wami "przepisem" na napój banalny w przygotowaniu, a poprawiający nastrój ze skutecznością 100%- macie na to moje słowo :)
3. Chcę napisać post o zdrowotnych głodówkach (tak, jest coś takiego)- już w przygotowaniu.
4. Kilka prostych, studenckich przepisów.
5. Ulubione alkohole :D
6. Woda.
7. Woda utleniona.

Sporo rzeczy mam i chcę zrobić. Co oczywiście dobrze świadczy o końcu "blogowej suszy" :)

Do później,
RainyOne.

poniedziałek, 24 września 2012

39. Hot Pink ze Skin79

Dzisiaj przyszły wylicytowane na ebayu tubki ze Skin79
 Pudełeczka delikatnie się zgniotły.
Tubki są zabezpieczone folią. Wiadomo wtedy czy były otwierane czy nie ;) 
Porównanie rozmiarów. Tutaj ze słoiczkiem z Rossmanna.
 I z baterią. Jak widać, nie są duże.

 Swatche.
Z fleszem:
przy oknie (bez):



 I jak się na twarzy prezentuje (z fleszem):
 bez:
Zdjęcia twarzy również były robione przy oknie. Ogólnie wyglądam jakbym miała fotoszopem twarz doklejoną :D

Co do BB kremu- nie licząc, że kolor nie pasuje, twarz po nim jest gładziutka. Ładnie zakrył moje zaskórniki na nosie (!) i brodzie. Przyjemnie pachnie. Po kilkunastu minutach zaczął świecić mi się nos, jednak jakoś całość naturalnie wyglądała.
Wyszłam tak na miasto hahaha. W świetle zewnętrznym nie widać tak różowatości. Jest po prostu za ciemny dla mnie i to widać. Eksperyment polegający na większej ilości tlenu na mieście (pff..) się nie udał. Jadąc na rowerze miałam po prostu odciętą głowę. Brawo dla odważnej RainyOne ;)

Szkoda, że kolor nie teges... :(

38. Wyniki rozdania.

Trochę Was podenerwuję i zanim wylosuję, powiem dlaczego zdecydowałam się na losowanie z karteczek.
Z losującym internetowym randomem mam problem. Otóż do końca nie wiem czy Wasze nicki po kolei wpisywać, czy może po jednym losie całą "kolejkę" i od nowa. To również ma na randoma wpływ. Dlatego wszystkie karteczki są równej długości i szerokości. Składałam je na pół, połówki do środka. Dzięki temu nic (patrząc z góry) nie widać ;)

I... losowanie:

Magdalena B. gratuluję serdecznie !!! *.*Już zaraz wyślę Ci mejla. Proszę również o podanie danych do wysyłki. Wszystkim innym bardzo, bardzo dziękuję za udział. Ze swojej strony mogę obiecać, że będą kolejne rozdania te "większe" w szczególności ;)

Miłego dnia,
RainyOne.

niedziela, 23 września 2012

37. Naturalny krem oliwkowy, lekka formuła- Ziaja.

Z rzeczy kosmetycznych stała się rzecz przykra. Tonik z olejku pichtowego i petroleum straszliwie wysuszył mi skórę ! Chodzi o zagięcie pod ustami i przy złączeniu nosa z resztą trzewioczaszki- wybaczcie, nie wiem jak inaczej określić umiejscowienie :) Okropnie to wygląda. Uczucie też było takie niemiłe, wielkie podrażnienie. Tonik stosowałam rano i wieczorem. I to zapewne był błąd... Przestałam go używać. W ramach regeneracji kupiłam pewien krem. Teraz zamierzam stosować go tylko raz dziennie, zobaczymy co wyjdzie. Efekty były nawet nawet, ale z racji przerwania "kuracji" obserwować od nowa się będę.

A tu wspomniany wcześniej krem:
źródło
Nie zauważyłam działania zapychającego i obym nie zauważyła (!) Z wizażu:
Napisane przez zawszeboska 
Poproszę o analizę kremu Ziaja, Oliwkowa, 'Lekka formuła':
 Skład: Aqua (Water), Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Isohexadecane, Glycerin, Sorbitan Sesquioleate, Diisostearoyl Polyglyceryl-3 Dimer Dilinoleate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Ceresin, Dimethicone, Magnesium Sulfate, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Propylene Glycol, Hydrogenated Castor Oil, BHA, Sodium Benzoate, 1-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Parfum, Linalool, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Gerianiol, Benzyl Salicylate, Benzyl Alkohol, Limonene, Hydroxycitronellal, Citral, Amyl Cinnamal, Citric Acid.

 Czy jest w nim coś zapychającego?
Odpowiedź Hexanny:
Wyboldowalam potencjalne zapychacze ale czy akurat Tobie zaszkodza to trudno przewidziec
 Na czerwono podrazniajacy konserwant,na ktory przede wszystkim musza uwazac wrazliwe i sklonne do alergii cery.
Nigdzie indziej nie znalazłam analizy składu. Występuje jednak jego różnica. Zapewne moja to nowsza wersja, a wygląda tak:

Aqua (Water), Isohexadecane, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Glycerin, Sorbitan Sesquioleate, Diisostearoyl Polyglyceryl-3 Dimer Dilinoleate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Ceresin, Dimethicone, Magnesium Sulfate, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Propylene Glycol, Hydrogenated Castor Oil, BHA, Sodium Benzoate, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Parfum (Fragrance), Linalool, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Gerianiol, Benzyl Salicylate, Benzyl Alkohol, Limonene, Hydroxycitronellal, Citral, Amyl Cinnamal, Cinnamyl Alcohol, Citric Acid.

Zmiany podkreśliłam. Czy zmiana miejsca zamieszkania środka rozpuszczającego/emolientu- wg. Słownika Składników Kosmetycznych (Isohexadecane) jakoś znacznie zmieniła działanie kremu ? Tego niestety nie wiem, bo się nie znam :)

Posiadam opakowanie tzw. rodzinne o pojemności 200 ml. Cenowo zdecydowanie lepiej się to opłaca (w tej wersji kosztuje ~8 zł). Krem jest koloru białego, konsystencja treściwa. Potrzebuje troszkę czasu na wchłonięcie, ale później skóra jest naprawdę odżywiona i nawilżona. Mięciutka. TŻ również to zauważył. Na szczęście krem radzi sobie z tymi drastycznie przesuszonymi terenami. Niedługo już będę wyglądała normalnie :) Bardzo fajnie trzyma również puder. W takim połączeniu twarz wygląda bardziej naturalnie niż z jakimś innym specyfikiem.

Czy polecam ? Tak. Jednak trzeba wziąć poprawkę na możliwe zapchanie.

36. Po przerwie.

Dzień dobryyyyy !
Długo się nie odzywałam, za co oczywiście przepraszam. Dzisiaj już wracam do domciu z Krakowa, bo... mam już gdzie mieszkać przez rok akademicki ! <jupi>
Z tego wszystkiego wpadłam do YR. Wiem, że miałam niczego już nie kupować, no ale jak nie można nie uczcić takiej okazji. Posłużę się oficjalnymi zdjęciami. Zakupiłam:
Założyłam też sobie kartę stałego klienta. Nie mogłam się oprzeć mimo, że moja karta już płacze ;< Obydwa zakupy bardzo ładnie pachną. Teraz mówię oficjalnie: z zakupami basta !

niedziela, 16 września 2012

35. Kolejne zakupy :(

Wyczerpałam chyba swoje wszystkie wrześniowe limity a tu dopiero połowa miesiąca. Szczególnie, że lecą jeszcze do mnie dwie mini tubki BB kremu- ładnie wylicytowałam je na ebayu. A tu jeszcze chcę wypróbować Honey Black Tea #1 ze Skinfooda. Chyba na październik będzie musiał poczekać.

Do koszyka wpadł nowy InStyle ze zniżkami. Na pewno odwiedzę Yves Rocher, może też Golden Rose. Rozejrzę się też w Atlanticu. A w numerze, m.in. oczywiście, Joe M. z Czystej Krwi- fajne ma ciałko *.* Zakupiłam tusz z Eveline 4D dla siostry jako uzupełnienie prezentu. Ma bardzo fajną silikonową szczoteczkę. Jak pozbędę się swoich (czyli raczej pod koniec roku, bo mam je stosunkowo krótko- patrząc na datę od otwarcia) kupię podobny, bądź taki sam. Kredkę z Miss Sporty w kolorze Ocean. A tak zaszalałam :D Zorientowałam się, że posiadam tylko brązową, a ostatnio po blogach widziałam kolorowe. Niedobre blogerki skutecznie kuszą... :) I gwóźdź programu- odżywka z Timotei Lśniący Blask z ekstraktem z oleju sezamowego i bez parabenów. Wczoraj użyłam jej po raz pierwszy. Przepięknie pachnie, a włosy bardzo ładnie się błyszczą. Podoba mi się "naciskane" otwieranie. Wydaje mi się, że na dłuugo mi starczy, bo wystarczy jej naprawdę odrobinka. Cenowo jest przyjazna dla portfela :)
 
 
Nadal poszukuję mieszkania. W ciągu kilku dni musi się wszystko wyjaśnić...
A jak się wyjaśni, będę mogła odetchnąć z ulgą i rozpocząć pakowanie dobytku.
Owocnej niedzieli,
RainyOne.

sobota, 15 września 2012

34. Kilka słów o...#2

Z racji, że ostatnio o samych kosmetykach było, dzisiaj chciałabym poruszyć temat szczotkowania ciała na sucho. U mnie zaczęło się od tego posta. Wszystkie potrzebne informacje można znaleźć właśnie tam.
Początkowo nie szczotkowałam się regularnie tj. przed każdym prysznicem, ale już od kilku tygodni tak się dzieje.

Zacznijmy od podstaw, oto moja wierna towarzyszka:
Zakupiłam ją oczywiście w Rossmannie (teraz jest nawet promocją na nią). Jej zdecydowanym atutem jest długa rączka- szczotkowanie pleców jest mi niestraszne oraz sznureczek, za który można ją powiesić, bo wcale mała nie jest. Jest całkiem szorstka, ale tylko przy pierwszych użyciach. Później odczucie przypomina masaż i to bardzo przyjemy :) Nigdy nie miałam zacięcia do masażu antycellulitowego, dzięki temu mam "w pakiecie" kilka rzeczy, a dosłownie kilka przyjemnych minut daje mi więcej niż mogłabym chcieć.

Sam "zabieg" jest bardzo prosty. Zaczynamy od stóp, posuwamy się w górę okrężnymi ruchami. Przerywam w połowie ciała i szczotkuję ręce, gdy je dokończę zajmuję się górną częścią ciała. Omijam jedynie twarz.

Najważniejsze w szczotkowaniu ciała jest pobudzenie naczyń limfatycznych. Dzięki temu pozbędziemy się toksyn, co przy oczyszczaniu np. wątroby, czy ogólnie ciała, przyda się jako kolejny kanał ich ujścia.

Co zauważyłam przy regularnym stosowaniu ?
Przede wszystkim uczę się systematyczności. To moja słaba strona, również słomiany zapał. Teraz przed każdym prysznicem wiem co mam zrobić. Kiedyś z ciekawości zważyłam się przed i po. Co ciekawe, różnica w wadze była ! ~0,4 kg Zabawnie, ale jakoś dodatkowo mnie to zmotywowało do kontynuowania (możliwe, że źle się zważyłam mimo, że ponowiłam pobranie pomiarów) Poza odprężeniem, zauważyłam wyraźne działanie pilingujące. Zwykłe drapaki do mnie nie przemawiają, działanie ich marne. Skóra w trakcie jest zaróżowiona, wydaje mi się też, że jakoś bardziej "dotleniona". Wygląda lepiej niż "przed". Co do cellulitu nie zauważyłam jeszcze poprawy, ale skóra jest wyraźnie jędrniejsza (w połączeniu z ćwiczeniami). Zmniejszył się również mój problem z zaskórnikami zamkniętymi na plecach, bo takowe czasem mi się pojawiają. Skóra lepiej wchłania różne środki :)

Ogólnie te kilka dodatkowych minut w łazience sprawia mi dużo przyjemności. Na pewno nie chcę z nich rezygnować. Ten domowy zabieg polecam każdemu kto chce się poczuć lepiej i wyglądać lepiej, a przy okazji zrobić coś dla zdrowia.

Miłej soboty,
RainyOne.

piątek, 14 września 2012

33. Tonik z olejku pichtowego i petroleum.

Dlaczego nie wybrałam nafty kosmetycznej ? Podobno jest dla cery suchej :) Mamci udało się w końcu dorwać nieobecny olejek pichtowy- zamówiła go w aptece. Dzisiaj go w końcu zrobiłam.

Będziemy potrzebować najlepiej osobnej ciemnej buteleczki (moja ma akurat 50 ml), petroleum d5 i olejku pichtowego (10 ml za 6,85). Zdecydowałam się na proporcje 4:1 z racji, że olejku już jest 10 ml.
Wlałam całość (olejek jest z szybkim kroplomierzem, więc cała operacja nie trwała wieczność) do mojej pustej buteleczki, markerem zaznaczyłam ten poziom oraz poziom pięciu takich długości. Dzięki temu wiedziałam dokąd lać petroleum.

Gotowy tonik. Jak widać składniki nie połączyły się- przed każdym użyciem trzeba będzie wstrząsnąć buteleczką. Sam tonik pachnie sosnowo, nie uważam tego za zły zapach, może taki odświeżaczowy po prostu ;) Jeśli efekty będą, pochwalę się szybciej. Myślę, że w ciągu tygodnia powinny się pokazać. A ja już nie mogę się doczekać... *.*

Miłego dnia,
RainyOne.

czwartek, 13 września 2012

32. Swatche BB kremow.

Miałam próbki BB kremów, które zakupiłam kilka tygodni temu, ale do tej pory z nich nie korzystałam. Leżały sobie grzecznie w szufladzie oczekując aż się nimi w końcu zainteresuję. Doczekały się.
Pod każdym BB kremem na twarzy był hydrolat cytrynowy i mieszanka nmf-u i hydrolatu z róży stulistnej.

1. Skin79, Super+ BB Cream
 Na dworze było pochmurno dlatego większość zdjęć porobiłam z lampą. Tutaj po rozsmarowaniu widać okropne (w sensie- nie dla mnie) różowe tony...
 Zapach całkiem przyjemny. Krycie średniawe, czyli akurat dla mnie. Z profilu to jeszcze jakoś wygląda, ale...
 Bez flesza. Wybaczcie mój brak fotogeniczności. Jednak ochota na pokazanie "efektów działania" była silniejsza *.*
 Tutaj z fleszem. Widać jaki jest różowiutki. Moja twarz kolorystycznie trąci tutaj trochę Świnką Pigi. Tak wyjść nie można ! Ewentualnie odciąć głowę i podarować komuś innemu.

2. Skin79, Snail Nutrition BB Cream
 Przy oknie i bez flesza nie wygląda to za ciekawie.
 Z fleszem wyszło nawet nawet. Miałam nadzieję, że będzie dla mnie dobry.
 Rozsmarowanie pokazało, że niestety się myliłam. Co do zapachu- dziwny, serio !
 Już darowałam sobie zdjęcia twarzy, bo te kolory mnie zwyczajnie dobiły. Nierozsmarowany BB krem wygląda troszkę ciemniej, po rozsmarowaniu robi się biało-różowy. Oczywiście w obu przypadkach czekałam kilkanaście minut: a nuż kolor się utleni i może zmieni ? Nic z tego ;) Nie pozostaje mi nic innego jak szukać żółtków (Berry Berry troszkę za ciemny i się niestety odcina od szyi). Komuś na pewno podpasują. Nie mi- po prostu taka moja uroda :)
A tym panom już podziękujemy:
Miłego wieczoru,
RainyOne.

środa, 12 września 2012

31. TAG Versatile Blogger Award + zakupy + poszukiwanie podkladu

Yay, Yay ! Zostałam otagowana przez Naturalnie zakręcona, zapraszam serdecznie do odwiedzenie jej bloga :)

Zasady
1. nominować 15 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują
2. poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów
3. ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie
4. podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu
5. pokazać nagrodę The Versatile Blogger Award u siebie na blogu

Do zabawy zapraszam:

Dałam jedynie 10- wydaje mi się, że sporo osób już odpowiadało, a nie chcę się powtarzać :)

7 faktów o mnie:
1. Mój pokój jest totalnie różowy. Ale nie w stylu barbie. Kolor ścian ma wdzięczną nazwę "pudrowy róż", reszta dodatków, rolety, dywaniki też są różowe, ale w różnych odcieniach. Mnie się to podoba. Ostatnio TŻ spytał się czy będę chciała przemalować swój pokój i czy ze swoim mężem jak przyjadę do rodzinnego domu będę tutaj spała. A ja, że oczywiście, że tutaj będę spała, a pokój przemaluję, a raczej odświeżę kolor ]:->
2. Szybko przybieram na masie mięśniowej i wątpię, żebym kiedykolwiek po killera sięgnęła.
3. Ktoś mi kiedyś powiedział, że żyję muzyką. Słucham chyba w 90% facetów (nawet ulubione soundtracki stworzyli faceci), ciągle o muzykę chodzi :D Moim ulubionym zespołem od lat jest Depeche Mode i nie sądzę, żeby ktoś mógł ich zdetronizować, a wokalistami: Eros, Josh Groban, Seal, Lenny Kravitz. Dzięki dwóm pierwszym uwielbiam śpiewać po włosku <3
4. Jakiś rok temu zostałam inicjowana do pierwszego stopnia ReiKi. Zanim tak się stało również używałam ReiKi. Tylko, że teraz jeszcze bardziej jestem świadoma energii i wyraźniej ją odczuwam.
5. Mogę spać i spać. Przebudzę się tylko ze dwa razy i kilkanaście h spokojnie prześpię :D
6. Jestem maniaczką gier ekonomicznych, uwielbiam rozbudowywać miasta a przy tym wykonywać jakieś zadania. Gra Cezar 3 gościła na moim komputerze przez dłuuuugi czas. Na komórce również w takie gram, ale szybciej mi się nudzą. Nie zapominam oczywiście o klasyce- Simsy ;)
7. I w końcu coś o kosmetykach, w tym momencie nie mam żadnego podkładu ! :( To trochę karygodne... Ale poważnie, nie mogę znaleźć takiego, który by mi odpowiadał.

A teraz zakupy:
1. Essence, cień 58- cappuchino, please! Jako część prezentu dla siostry. Jak go macnęłam w drogerii to delikatnie opalizuje. (6,99)
 Pozostałe:
 2. Essence, Colour&Go, 139 walk on the wild side (6,99)
 Ma w sobie jasnozielone drobinki, szeroki pędzel jest całkiem wygodny i wysoką szyjkę- myślę, że nie powinien tak szybko schnąć.
 Kolor bardzo, bardzo mi się podoba. Taka dojrzała zieleń, ale nie jest nudna właśnie przez malutkie drobinki <3 Zdjęcie niestety nie oddaje magii koloru.
 3. Ziaja, bloker (6,59)
4. Sensique, odżywka do paznokci bez toluenu i formaldehydu
 (w promocji za 5,49)

 A teraz historia z Natury... W tagu napisałam, że nie mam podkładu. Jakoś nie mogę trafić na ten odpowiedni. Większość jest dla mnie za ciemna (2 z Catrice były nawet w miarę). Dlatego zachęcona mleczkiem i wacikami w Naturze (wiadomo, że wymalowana w ciapki nie wyjdę:D) poprosiłam panią o pomoc w wyborze podkładu tak do dwudziestu kilku złotych. Zaczęła oczywiście od Maybelline. Pokazywała na swojej ręce. Dobrze, że testery mi podała, mogłam sobie na żuchwie sprawdzić. Poprosiłam bez różowych tonów. Jeden z jaśniejszych był na mnie pomarańczowy. Do Kobo nawet nie zerknęła. Z Essence były ciemnawe, oprócz jednego. Aż nadchodzi moja ulubiona część: pani zaproponowała mi "BiBi Krim". Najpierw z M, później podeszła do innej dalszej półki, ja za nią, i (uwaga!) wzięła pudełko z tym z Garniera, otworzyła, wycisnęła trochę na rękę !! Pełnowymiarowy produkt. Niektórzy klienci tak robią, ale jeszcze ekspedientki ?! Zrobiła mi dzień kobieta ^^ Ostatecznie nic nie wybrałam.

Nie wiem co jest nie tak z tymi podkładami. Ręce (i cycki- wybaczcie żart *.*) opadają przy wyborze. Czytałam całkiem pozytywne opinie o Healthy Mix, ale powiem szczerze, wolałabym nie wydawać tyle na podkład, chociaż wydaje mi się, że mogę mieć nadzieję na całkiem niezłe kolory. Zastanawiam się jeszcze nad prawdziwymi BB kremami, Berry Berry był całkiem niezły, ale efekt jak dla mnie trochę sztuczny. Nie wiem co zrobić, serio. Może z Ingrid jakiś, bo też podobno niezłe. Zależy mi na średnim kryciu, nie robieniu z twarzy maski, dobranym kolorze  i niezłej trwałości. A gdyby jeszcze cena była adekwatna do wydajności...
Przydałoby się czasem wyjść w czymś więcej niż odrobinie pudru...

Miłego dnia,
RainyOne.

wtorek, 11 września 2012

30. Kolejna paczka.

Dzisiaj przyszła kolejna paczka. Tym razem z zamówieniem ze sklepu Calaya- naturalne piękno. Jednak nie tylko dla mnie, ale też dla cioci. Zamówiłam glinkę żółtą, algi (po 100g,  ceny są naprawdę niezłe!) oraz 10 ml oleju sezamowego jako gratis. Sobie natomiast masło shea (w promocji- 5,9) i brązową buteleczkę z kroplomierzem o pojemności 50 ml na tonik z petroleum i olejku pichtowego, po który tym razem wyruszyła mama. Mnie do tej pory się nie udało go dorwać...
Masło shea chodziło za mną od dłuższego czasu. Co najlepsze, nie wiem co jeszcze z nim zrobię :D (może jakieś wskazówki? ;) Póki co wysmarowałam odrobinę skórki i chyba się to im podoba ^^ Co do samego sklepu jego głównymi zaletami oprócz produktów są: tania przesyłka oraz gratis przy zamówieniu poniżej 50 zł im wyższa kwota, tym więcej próbek. Zwykle sklepy z półproduktami nie oferują próbek (co mnie trochę zasmuca)- chyba, że przy większym zamówieniu. Niestety nie robię jakichś wielkich zakupów, więc jest to idealna okazja, żeby coś wypróbować i ewentualnie później zakupić.

Czy miałyście jakieś doświadczenia z tym e-sklepem, z jakim skutkiem ? :)

poniedziałek, 10 września 2012

29. Mazidelka do ust.

W tematyce kosmetyków, mimo zamiłowania do testowania, wolę być oszczędna (co też jak wiemy nie zawsze wychodzi ;). Wolę nie mieć kosmetyków z danego rodzaju w wielkich ilościach. Jednym z wyjątków są oczywiście usta. Nie posiadam tylko jednego egzemplarza czegoś do ust. I chyba nawet sobie tego nie wyobrażam.
 1. Cowshed - balsam w postaci olejku. Pisałam o nim tu. Pachnie dość intensywnie, mocno natłuszcza usta.
2. Carmex - mój ulubieniec, najbardziej higieniczny z rodziny wg. mnie. W dodatku jest "najmocniejszy" w działaniu- najbardziej czuć ten efekt chłodzący, który bardzo lubię. Na dłuuugo nawilża usta. Zapas carmexu akurat uzupełnił mój tż. Lubię klasykę :)
3. Yves Rocher - balsam do ust w słoiczku o zapachu wanilii bio. Wspomniałam o nim tutaj. Powiem szczerze, nic specjalnego. Usta wydają mi się po nim trochę wysuszone, szybko się wchłania. Jest twardawy, ale pod wpływem ciepła się "rozluźnia" ;) Co uważam za jego zaletę. W smaku niestety niedobry ;< Nie sądzę, żebym go kupiła ponownie.

Taką ilość balsamów uważam za całkowicie wystarczającą. Carmex do torebki (od tego z YR nie pobrudzimy sobie opuszków, natomiast od tego z Cowshed nie potłuścimy przypadkiem), reszta do użytkowania domowego.

Carmex jest moim faworytem wśród nawilżaczy do ust już od 2 (?) lat. Niewielkich rozmiarów, wydajny i lekki jednocześnie. A działanie to bajka *.*

rozdanie :)

niedziela, 9 września 2012

28. Zakupy w Ikea + krakowskie rozczarowanie.

Byłam dzisiaj oglądać mieszkania w Krakowie (~270 km przejażdżka). Zdecydowałam się na jedno już po dokładnie 34 minutach od wyjścia, a tu się okazuje, że chłopakowi jakiemuś wynajęli (mieszkanie pełne dziewczyn, wniosek oczywisty). Mimo, że zadzwoniłam z decyzją tak jak obiecałam- do h czasu, a osoba która mnie oprowadzała obiecała zaczekać, wyszło, jak widać. Bardzo nie lubię gołosłowności :(

Z milszych rzeczy: byłam w IKEI. Uwielbiam ten sklep. A dział przechowywania... moje ulubione miejsce ze wszystkich. Chociaż przyznam, że lubię też łazienki oglądać. I skrycie o podobnych marzyć *.*
Zakupiłam kilka drobiazgów:
 Koszyczki za 9 zł
 Miseczka do kompletu za 1,49 (jakiś czas temu dwa talerze zakupiłam). Dokupię jeszcze jedną, bo tę drugą siostra sobie wzięła. Brawo dla niej.
 Tablica magnetyczna  z magnesikami do pisania po niej markerami suchościeralnymi (zawsze o takiej marzyłam!). Można ją zawiesić. Malutka za 7.99
 Dla maniaczki "jaśków" kolejny zawsze się przyda. Ten mały za 2,5.

I to tyle. Strasznie mnie ta podróż wymęczyła, jeszcze ciepło dosyć mocno było.

Póki co bezdomna,
RainyOne.